Główny bohater „Włatców Móch” nie jest co prawda Einsteinem, ale doskonale zdaje sobie sprawę z potęgi Facebooka. Czesław, Czesio, Czesiulek rozwija się na portalu chyba nawet szybciej niż w animowanym realu. I lubi, jak go polubić.
Czesio http://www.facebook.com/pages/C… ma już stronę fanowską zasiloną przez blisko 6 tys. „lajkerów”. Oni są solą w oku Facebooka. Opis fanstrony jest sporządzony w języku angielskim. Nie mam bladego pojęcia, po co? „Włatcy Móch” są nasi i nikomu ich nie oddamy. A poza tym przesiąknięci hamburgerami i Simpsonami Amerykanie nigdy nie zrozumieją naszych bohaterów z Czesiem na czele. Za anglojęzyczne opisy wielki MINUS.
Zdjęciami też Czesio na Facebooku nie powala. Kilka zrzutów ekranu wiosny nie czyni. Chociaż (sprawdźcie sami) wcale nie tak łatwo jest znaleźć w sieci fizjonomię Czesiulka utrwaloną w innej, cyfrowej formie.
Ale i tak facebookowicze lecą do zielonego bohatera jak muchy do… sami wiecie, do czego. I porównanie jest w tym przypadku całkowicie usprawiedliwione i adekwatne. Administratorze, ruszże palce i wysil się ździebko. Czesio na to zasługuje.
Artykuł odtworzony z archiwalnej strony. Przepraszamy za ewentualne różnice.
Jeśli szukasz treści, które naprawdę rozszerzają horyzonty, ten artykuł jest dla Ciebie.