Szefowa operacji Facebooka Sheryl Sandberg postanowiła uświadomić użytkownikom, jak działają reklamy na serwisie i upewnić, że ich prywatność jest bezpieczna. Zamiast tego komentujący wpis na blogu uświadomili ją – BRUTALNIE – że przeciętny Facebookowicz to ma to gdzieś i można robić z nim co się chce.
Facebook wie o nas więcej niż rodzina. Zawsze pamięta o naszych urodzinach, wie z kim się spotykamy, z kim przyjaźnimy, jakich produktów używamy (strony fanowskie), jakie filmy i muzyka nas kręci oraz jakie hobby uprawiamy w wolnym czasie – to wszystko jest w naszych profilach.
Wykorzystuje to, aby miłośnikowi Tarrantino nie serwować reklam romantycznych komedii, a dzieciom zakochanym w Tokio Hotel nie proponować uczestnictwa w koncercie Slayera. Fakt, że reklamy dopasowują się do nas budził niejednokrotnie pytania użytkowników: Czy Facebook udostępnia tym wrednym reklamodawcom informacje na mój temat?
Odpowiedź jest krótka, jasna i definitywna: NIE
Facebook ma na swoich serwerach nasze dane, ale reklamodawcy nie mogą ich w żaden sposób przeglądać. Wybierają na przykład, że chcą, aby ich reklama ukazywała się użytkownikom pomiędzy 20 a 35 rokiem życia, z Warszawy, którzy np. „zlajkowali” stronę fanowską Intela. Dzięki temu z reklamą wentylatorów do komputera są w stanie trafić do młodych z kasą i kilkugigahercową „grzałką” w komputerze.
Ale o tym, czy ich reklama wiatraczków pojawi się u 24-letniego Kowalskiego z Warszawy, a nie pojawi się u 54-letniego Nowaka z Poznania decyduje oprogramowanie Facebooka. Reklamowca nie ma pojęcia u kogo konkretnie pojawia się reklama, wybiera tylko „słowa klucze”, a potem otrzymuje anonimowe statystyki ilu ludzi kliknęło w reklamę, zawierające mniej informacji niż zostawiamy wchodząc na dowolny serwis internetowy.
Sheryl Sandberg wyjaśniła to naprawdę dokładnie, uzupełniła wyprodukowanym przez Facebooka wideo i pewnie spodziewała się, że użytkownicy docenią jej starania. Jednak jak zwykle w sieci, stado IDIOTÓW wyłuszczyło jej dokładnie za pomocą penisów w kodzie ASCII(tekstowy rysunek) i prostego „Who cares?” („Kogo to obchodzi?”), że jest w błędzie.
Nie oszukujmy się. Wojny o prywatność w sieci, to po prostu „najlepsza rozrywka w mieście” dla znudzonych dzieci. Ponarzekają, pobawią się i… wrócą do Farmville. Facebook może robić co mu się żywnie podoba.
Artykuł odtworzony z archiwalnej strony. Przepraszamy za ewentualne różnice.
Dla specjalistów i nie tylko, fajna lektura do poczytania