Mam gdzieś karpia, jego mułowaty smak oraz setki tysięcy trylionów jego ości – tymi słowami wita nas facebookowa grupa „Nie lubię karpia!”. I nic dziwnego, że tak paskudnie smakuje, skoro żywi się larwami owadów, mięczakami, skorupiakami oraz innymi organizmami zwierzęcymi oraz roślinami. Aktywny przeważnie wieczorem i w nocy, pokarm pobiera z dna – informuje Wikipedia. No cóż. Tradycja to tradycja.
„Nie lubię i nie zjem w żadnej postaci”. „Karp w galarecie? Ohyda”. „Fuj. Nie cierrrrrpię….! Na szczęście od kiedy trudno dostać nieżywego karpia w sklepie, moja mama zaczęła podawać wędzonego łososia na święta!”. „Może i nie miałbym nic przeciwko karpiowi, gdyby nie to że 90% czasu spędzam na wydłubywaniu ości” – to tylko niektóre z argumentów przeciwników karpia. Jest ich o wiele więcej.
Do stowarzyszeni przeciwników karpia możecie dołączyć tu http://www.facebook.com/#!/grou… . Tylko kto będzie miał na tyle odwagi, żeby przeciwstawić się babci, cioci, stryjence i całej miłującej mulistą tradycję rodzinie? Oni wcinają karpia aż im się uszy trzęsą. Chociaż tak naprawdę nikomu nie smakuje.
Atmosferę na stronie nielubiących karpia rozładował Tomek: „Karp jest spoko, chociaż zgodzę się, że nie jest to najlepsza smakowo ryba 🙂 Tak, czy inaczej, zjem minimum kawałek i dobrze mi z tym 😀 Pozdrawiam nielubiących karpia!”. Komu kawałeczek? Ociupinkę? Głowę?
Wpis z archiwalnej wersji. Przepraszamy za ewentualne zmiany.
Niezależnie od tego gdzie jesteście i co robicie – przeczytajcie.