Film o Facebooku od tygodnia hula w naszych kinach a jego trailery wyskakują ze wszystkich możliwych kanałów telewizyjnych. No, może za wyjątkiem telewizji Trwam. Chyba, że przegapiłem? Nieistotne. Nauczony doświadczeniem celowo przegapiłem polską premierę filmu, odczekałem tydzień i pożarłem „Social Network”. Nienawidzę gnieść się przy zapchanej do ostatniego miejsca sali kinowej.
W filmie o Facebooku najbardziej rzucił mi się (w uszy) muzyczny majstersztyk Trenta Reznora z Nine Inch Nails. Ten pan naprawdę musiał się nad soundtrackiem do „Social Network” napracować. Oprawa dźwiękowa przygód Zuckerberga powala, nadaje obrazowi dynamiki i nie chce wyjść z głowy nawet po wyjściu z kina. Nie odmówię sobie kupna płytki.
David Fincher wykonał kawał dobrej roboty. I mam w nosie, czy historia Zucka przedstawiona w filmie jest prawdziwa, czy nie. Choć raczej skłaniam się ku science-fiction niż ku dokumentowi. To jeden z niewielu filmów, na których palacze nie myślą o nałogu, nie przebierają nerwowo nogami i nie zmieniają pozycji w niewygodnym, kinowym fotelu. Film wciąga. Jest dobrze zrobiony i nie nudzi. Jesse Eisenberg w roli Marka Zuckerberga jest lepszy od oryginału. Chociaż z oryginałem nie miałem osobistej przyjemności.
Mnóstwo scen, o których plotkowało się w Stanach na długo przed premierą filmu albo z kinowej wersji „Social Network” wyparowała. Te, które zostały, wyglądają grzecznie. Seks Zucka w szkolnej toalecie wygląda w filmie Finchera jak scena erotyczna żywcem wyciągnięta z polskich produkcji: jęki i trzęsąca się ściana. W filmie jest cała masa niedopowiedzeń. Szef Facebooka dba o swoją prywatność a pan Fincher w „Social Network” zuckerbergowych tajemnic nie zdradza. O wszystkim już w Internecie było. Kto czytał, ten wie.
Skłaniam się ku opinii, że przeciętny widz po obejrzeniu filmu o Facebooku polubi Marka Zuckerberga. CEO na wielkim ekranie to zamknięty w sobie twardziel, który dąży do celu i ten cel osiąga. Ma w nosie konwenanse i negatywne opinie na swój temat.
Jeśli jeszcze nie byliście, to pójdźcie koniecznie. Warto. Na koniec cytuję dwie opinie o „Social Network” znalezione na Facebooku. Smacznego.
Michał Wiśniewski: „Social Network wciągnięty nosem. Dziwny facet. Odniosłem wrażenie, że pozwalając na ten pseudo dokument nie postawił się w najlepszym świetle ale cóż … jest sobą, jest miliarderem a co najważniejsze: człowiekiem sukcesu !Stać go. Facebook zmienił świat podobnie jak niegdyś Microsoft a później Google. Apropos … niestety w związku z tym iż przekroczyłem 5,000 znajomych powoli będę wykreślał wszystkich tzw. przypadkowych”.
Tomasz Raczek: „Obejrzałem THE SOCIAL NETWORK opowiadający o kulisach powstania Facebooka i o Marku Zuckerbergu, który wymyślił go i skonstruował studiując jednocześnie na Harvardzie. Film inteligentny, pełen szybkich, chwilami błyskotliwych dialogów, które trzeba natychmiast przetwarzać i układać w całość niczym kostkę Rubika. Dla wielu może przez to okazać się męczący. Moim zdaniem nie jest wybitny ale bardzo porządnie zrobiony”.
Wpis z archiwalnej wersji. Przepraszamy za ewentualne zmiany.
Ta lektura to prawdziwe okno na świat i różne spojrzenia na znane kwestie.