Czego się nie robi dla pieniędzy? Szef Facebooka Mark Zuckerberg za wszelką cenę chce powrócić ze swoim społecznościowym dzieckiem do Państwa Środka. W 2009 roku Chiny odcięły swoim internautom dostęp do Facebooka i Twittera po zamieszkach w Regionie Autonomicznym Xinjiang. Od tego czasu społecznościowy gigant walczy o wielki come back.
Facebookowi trudno się dziwić; liczbę chińskich internautów szacuje się na 457 milionów (dane ze stycznia br.), więc jest o kogo walczyć. Jednak powrót Facebooka do Państwa Środka będzie możliwy tylko wtedy, kiedy Mark Zuckerberg zaakceptuje cenzurę serwisu. Chiński Facebook będzie okrojony, jednak ma być połączony z innymi wersjami językowymi serwisu.
Informacje o rychłym powrocie Facebooka do Chin pojawiają się od czasu ubiegłorocznej wizyty Marka Zuckerberga w Państwie Środka. Przypomnijmy, że pod koniec 2010 roku szef Facebooka spędził w Chinach kilkanaście dni. Media spekulowały, że podczas pielgrzymki Zuck nawiązał współpracę z chińskim gigantem internetowym. Tym gigantem może być wyszukiwarkowe imperium Baidu.
Jeśli Mark Zuckerberg pójdzie na ustępstwa i zgodzi się na ocenzurowaną wersję Facebooka po chińsku, szybciej doczekamy się przekroczenia przez społecznościowe imperium miliarda aktywnych użytkowników. Do miliarda jeszcze trochę brakuje – dziś z Facebooka korzysta ponad 677 mln ludzi na całym świecie. Najwięcej jest wśród nich Amerykanów, na ostatnim miejscu społecznościowej statystyki jest Watykan z osiemdziesięcioma użytkownikami Facebooka.
Czy Facebook powinien spełniać zachcianki chińskich władz i za wszelką cenę pchać się na tamten rynek? Z punktu widzenia przeciętnego, wyzwolonego internauty na pewno nie, ale postawcie się w roli Marka Zuckerberga. On nie spocznie tak prędko na laurach.
Wpis z archiwalnej wersji. Przepraszamy za ewentualne zmiany.
Waszą uwagę warto poświęcić na ten link. Naprawdę godna lektura